piątek, 3 października 2014

Seria postów na bardzo przyjemny temat, czyli...


Ostatnimi czasy mało oglądam filmów kostiumowych i pomyślałam, że czas odświeżyć pamięć i obejrzeć wszystkie te, które mam w domu po raz n-ty. :D Przy okazji, łącząc przyjemne z... no cóż, przyjemnym, postanowiłam stworzyć serię postów-recenzji, a raczej moich baardzo subiektywnych opinii i przemyśleń na ten temat. ;)

Na pierwszy ogień jeden z moich najulubieńszych filmów - Małe kobietki z 1994 r. 



Uwielbiam ten film! 
Po pierwsze, kreacje aktorskie. Uważam, że każda z sióstr March została odegrana autentycznie, zgodnie z zamysłem Louisy May Alcott; słowem - każda jest właśnie taka, jak powinna być. Amy (mała Kirsten Dunst, wspaniała!) - trochę próżna i rozkapryszona, ale w gruncie rzeczy słodkie dziecko. Beth (Claire Danes) - nieśmiała i łagodna - dobra dla wszystkich, anielska wręcz. Jo (Winona Ryder) - dokładnie tak ją sobie wyobrażałam czytając książkę; roztrzepana, rozbiegana, trochę niepasująca do tego spokojnego, podmiejskiego, dziewiętnastowiecznego życia, chcąca się gdzieś wyrwać. Meg (Trini Alvarado) - moja ulubiona Marchówna! Opiekuje się siostrami, jako najstarsza z nich, jest rozsądna, ale też trochę próżna. No i oczywiście najpiękniejsza. ;)

Jeśli bym miała się z którąś spróbować zidentyfikować, to chyba właśnie z Margaret; wydaje mi się, że mamy podobne charaktery i upodobania. :)

Nie można oczywiście pominąć pani March, czyli Marmee! Wspaniała Susan Sarandon wprost emanuje macierzyńską miłością do swoich filmowych córek.

Młody Batman, ekhm, Christian Bale, sprawia, że Laurie jest miliony razy bardziej uroczy i gentleman-like niż w książce (o ile się w ogóle da;)).

Drugą rzeczą, dla której uwielbiam ten film, są STROJE. Uważam, że są dość poprawne historycznie, o ile mogę to stwierdzić z moim wciąż niewielkim zasobem wiedzy na ten temat. Być może jakieś szczegóły się nie zgadzają. Jednak, szczerze mówiąc, zupełnie ale zupełnie mi to nie przeszkadza! :D Stroje te robią wspaniałe wrażenie, budują klimat filmu, świetnie pokazują też różnice klasowe, majątkowe pomiędzy bohaterami; wyraźnie widzimy, że Hannah to służąca, Marchowie to ludzie niegdyś bogaci, którym wiedzie się teraz trochę gorzej, a Belle Gardiner czy Sally Moffat to córki ludzi bardzo zamożnych. 
Kilka sukienek z tego filmu znajduje się na mojej sukienkowej wishliście, którą zapewnie niedługo również opublikuję. ;)

Zazwyczaj, kiedy oglądam film nakręcony na podstawie książki, denerwują mnie nieścisłości i pominięcia niektórych, (najczęściej) według mnie ważnych, wątków. Co dziwne, Małe Kobietki są tak dobrym filmem samym w sobie, że wcale nie zwracam na to uwagi, tylko śledzę to, co pokazano na ekranie. Jest to dla mnie naprawdę zadziwiające, i oznacza, że pan scenarzysta odwalił kawał dobrej roboty jeśli chodzi o dopasowanie filmu do mojego gustu (co z tego, że urodziłam się rok po jego powstaniu :D).

Podsumowując, polecam ten film całym sercem! 
Oglądajcie i dzielcie się przemyśleniami, uwielbiam dobre dyskusje na ciekawe tematy! ;)

1 komentarz:

  1. Na Filmwebie mam zaznaczone chyba "Umrę, jak nie zobaczę" :P Ale najpierw czeka książka. Aa, no i czekam na wishlistę! ;)

    OdpowiedzUsuń