niedziela, 9 listopada 2014

"Outlander"

Zawsze czatuję na wszelkie filmowo-serialowe historyczne (i im podobne) nowości, bo uwielbiam oglądać "ożywające" stroje z dawnych wieków. Zazwyczaj seriale tego typu mnie nie zachwycają - ani sposobem prowadzenia akcji, ani strojami. Wyjątkiem są seriale BBC, będące zazwyczaj ekranizacjami klasyków literatury angielskiej. 
A jednak udało mi się trafić ostatnio na fajny (uwielbiam to słowo nie mające w zasadzie własnego, stałego znaczenia ;)) serial. Ekranizacja bardzo popularnej powieści. Amerykański. Drodzy państwo, przedstawiam...


Serial "Outlander" jest ekranizacją serii powieściowej Diany Gabaldon o tym samym tytule. Przyznam się, wszystkich książek nie czytałam (bo mi się nie chciało...); przeczytałam tylko niecałą pierwszą. Na razie jednak wyszło tylko pierwszych osiem odcinków serialu, czyli nie zamknęli jeszcze pierwszego tomu.

Główną bohaterką serii jest Claire Beauchamp. Podczas wojny jako sanitariuszka została wysłana na front i tym samym rozdzielona ze swoim mężem, Frankiem Randallem. Po wojnie małżonkowie znów są razem. Spotykamy ich, kiedy właśnie rozpoczynają swój "drugi miodowy miesiąc" w Szkocji; chcą w ten sposób odbudować relację, którą nadszarpnęły lata wojny. Pewnego dnia wybierają się w nocy w okolice kamiennego kręgu Craigh na Dun, chcąc podejrzeć wciąż odbywający się tam pogański taniec, tańczony przez miejscowe druidki (które oczywiście nie działały jawnie, teoretycznie nikt o tym nie wiedział. Tak zwana tajemnica poliszynela;)). Następnego dnia Claire wybiera się tam ponownie, aby pozbierać trochę miejscowych gatunków ziół do swojego zielnika. W pewnym momencie dzieje się coś dziwnego, i Claire znika z roku 1945, a pojawia się w 1743... 

Oglądając "Outlander" byłam zafascynowana szkockimi krajobrazami, sposobem prowadzenia akcji, kreacją postaci, no i - oczywiście - strojami. Zarówno tymi z lat 40. XVIII wieku, jak i sukienkami Claire i garniturami Franka z lat 40. XX wieku. 
Niewątpliwie największe wrażenie robi suknia ślubna Claire; dla mnie największym zaskoczeniem było to, że rzeczywiście jest ona historycznie poprawna! 
No ale nie będę spojlować, jescze ktoś zechce obejrzeć. ;)
Dodatkowym atutem jest wykorzystanie gàidhlig, języka gaelickiego szkockiego, w niektórych dialogach. Coś pięknego!

Glencoe

W zasadzie mam tylko jeden zarzut, jeśli chodzi o ten serial, i jest to rzecz, która mi przeszkadza w większości współczesnych filmów i seriali; tzw. sceny łóżkowe są pokazane dość dosłownie, bez wstydu, czy jakiejkolwiek woalki prywatności. Jestem w stanie zrozumieć, że niekiedy różne tego typu sytuacje są nierozerwalną częścią dalszej fabuły, ale jestem również zwolenniczką niedopowiedzeń. To znaczy, że według mnie można coś takiego pokazać inaczej, np. sugerując, że taka sytuacja miała/będzie miała miejsce. Może ktoś uzna mnie za staroświecką. No cóż, trudno; kocham czasy skromności i niewinności panien niezamężnych, więc może coś mi się z nich udzieliło. :P

Tak czy inaczej, uważam "Outlander" za serial, który przyjemnie się ogląda, który posiada odpowiednią dozę napięcia, akcji, krajobrazów, pięknych strojów i dialogów. Nie wiem, czy należy on do tego typu seriali, które mogę oglądać wiele, wiele razy, zanim na chwilę mi się znudzą ;), ale na pewno czekam na jego kontynuację wiosną 2015. 

bientôt!


P.S. Mało brakowało, a bym zapomniała o prawie najważniejszej rzeczy: czołówce serialu. Zakochałam się w tej piosence! :) KLIK