Będąc na wakacjach nad morzem, pojechawszy po zakupy do Wejherowa, nie mogłam odmówić sobie wejścia do księgarni. Jak zwykle. Zresztą, księgarnia ta jest jedną z moich ulubionych, gdyż już nieraz dostałam w niej to, czego gdzie indziej dostać było niepodobna, a poza tym mają tak duży wybór książek, że można tam siedzieć cały dzień i znaleźć tony książek dla siebie. Ja niestety miałam tylko niecałe pół godziny... Niemniej jednak dokopałam się tam do wszystkich powieści sióstr Bronte. Ponieważ nie jestem wystarczająco kasiasta, a do tego kupiłam jeszcze dwa prześliczne wydania Dumy i Uprzedzenia i Rozważnej i Romantycznej, byłam zmuszona wybrać tylko jedną. I tak padło na Annę, gdyż Emilię i Charlottę już czytałam. Kupiłam Agnes Grey.
Przeczytałam tę książkę dwa razy, w pewnym odstępie czasu. I chyba dobrze zrobiłam, bo czytając ją za pierwszym razem miałam zupełnie inne odczucia niż za drugim; bardziej negatywne chyba.
Czytając Agnes Grey po raz pierwszy miałam niejasne wrażenie, że czytam pierwszą, zupełnie niedopracowaną wersję Jane Eyre. Nasuwały mi się wyraźnie podobieństwa stylistyczne, niektóre rozwiązania sytuacyjne. Prawdopodobnie miało na to wpływ również to, że byłam wtedy dość świeżo po zapoznaniu się z biografiami i różnymi teoriami na temat sióstr Bronte, między innymi tą, która twierdzi, że wszystkie książki napisała Charlotta. I być może tak jest, nie mnie to sądzić. Choć przyznam, że sposób prowadzenia narracji, styl, jak już wspomniałam, oraz kilka innych faktów z biografii najstarszej siostry mogłoby posłużyć za mocne argumenty za.
Po drugim czytaniu nadal widziałam wszystkie podobieństwa z twórczością Charlotty. Zauważyłam też stwierdzenie bohaterki dotyczące jej miłości do morza, pokrewne z odczuciami najstarszej z sióstr. Uderzyło mnie jednak podobieństwo losów Agnes i Anny; obie najmłodsze, swego rodzaju beniaminki rodziny, zostają guwernantkami. Idzie im to dość ciężko, nie potrafią zapanować nad swoimi wychowankami. Agnes zakochuje się w nowym wikarym. Istnieją pewne przesłanki pozwalające twierdzić, że Anne była również w pewnym młodym duchownym zakochana...
Tym razem mam wrażenie, jakby Agnes Grey była próbą naprawienia tego, co w rzeczywistości, w życiu Anne, nie wyszło. Tak, jakby autorka chciała napisać swoje własne życie tak, jakby może chciała, żeby się potoczyło. W rzeczywistości ukochany Anne zmarł, siostrom nie udało się założyć szkoły, o której marzyły.
Być może "Charlottowe naleciałości" są skutkiem jakiejś korekty wykonanej przez starszą siostrę, lub pomocy w pisaniu? Przecież była ona już wtedy pisarką, a Anne nie miała zbyt wiele doświadczenia.
W takim odzwierciedleniu Agnes... wydaje się smutną historią. A jednak książkę czyta się bardzo przyjemnie, a na koniec pozostawia ona bardzo ciepłe uczucia, cieszymy się ze szczęścia bohaterki.
W skrócie: polecam. Gorąco polecam! :)
A bientôt!