A w zasadzie I wish you. Wesołych, błogosławionych, spokojnych świąt. Rozwoju w Waszych hobby, a szczególnie w costumingu. :P Aby spełniły się Wasze wszystkie marzenia, no i tradycyjnie - szczęśliwego Nowego Roku! :) Aby zachować klimat historyczny, mam tu coś specjalnego. ;) Reprodukcja pierwszej ever kartki świątecznej, wydanej w roku 1843, aby życzyć wszystkim Merry Christmas!
Or rather: I wish you. Happy, blessed, peaceful Christmas. Develop your hobbies, especially your passion in historical costuming. :P May all of your dreams come true. And - traditionally - Happy New Year! :) To preserve the historical atmosphere in this post, as it is a historical costuming blog, here is something special. A reproduction of the first christmas card ever, printed in 1843, to wish everybody a Merry Christmas!
A tu moja ukochana kolęda w wykonaniu mojego ulubionego chóru męskiego z King's College w Cambridge <3 :)
And here is my favourite christmas carol, performed by the King's College Choir from Cambridge. <3 :)
[A po Świętach obiecuję dwa posty - chemise i osiemnastowieczną sznurówkę (stays)! :)] [I promise two posts after Christmas - a chemise and a XVIIIth century stays!:)]
Co by nie mówić, trochę mnie tu nie było, dokładnie 12 dni. :D Co tam, nie będę się tłumaczyć. "Ja nie tłumaczę się nigdy.", jak rzekła Mary Poppins. ;) Jak w tytule, dziś będzie o książce. O jednej z moich ulubionych książek, choć ostatnio zapomnianych. Odkopałam ją parę dni temu i przeczytałam znów, po raz setny, i tak samo mi się podoba, jak za pierwszym razem. Chodzi o "Klawikord i różę" Haliny Popławskiej.
Okładka niewymownie mnie śmieszy, ponieważ akcja powieści rozpoczyna się w roku 1834. Ilustrator się trochę rąbnął w epokach. :D Ale nowe wydanie ma już całkiem odpowiednią "modowo" okładkę:
Ale nie o okładkach chciałam pisać. "Klawikord i róża" jest powieścią napisaną w dość oryginalnej formie - "wieczory" w dziewiętnastym wieku przeplatają się z dniami w czasach z grubsza współczesnych. Idea powieści bowiem jest taka, że bohaterka jest przykuta do łóżka po wypadku samochodowym. W trakcie rekonwalescencji przypominają się jej stare opowieści wuja o praprababce i jej losach, które przywiodły ją z Francji do dalekiej Polski... Bohaterka postanawia samodzielnie wymyślić, co mogło się dziać. I tak, co wieczór, przenosi się myślami do Tarnowic, do dziewiętnastego wieku, i snuje opowieść.
Książkę zdecydowanie polecam. Napisana bardzo dobrze, przyjemnie się czyta, no i zakończenie jest za pierwszym razem dość zaskakujące, ale też bardzo zadowalające. :D